SPOTKANIE Z UDZIAŁEM SŁAWOMIRA MROŻKA

29.09.2009

Jak zapowiadaliśmy, 1 X 2009 przyjechał do Warszawy Sławomir Mrożek. Najpierw spotkał się w siedzibie naszego wydawnictwa z dziennikarzami. Na początku cierpliwie zniósł ostrzał fotoreporterów , a potem mimo przeziębienia i chrypy, długo odpowiadał na pytania dziennikarzy. Chociaż gdy wszedł, na sali zapadła taka cisza, że nie było wiadomo, czy jakieś pytania w ogóle padną. Ale po zagajeniu prowadzącego spotkanie Tadeusza Nyczka, powitaniu zebranych przez prezes naszego wydawnictwa, Verę Michalską i przybliżeniu dziennika przez prezes Wydawnictwa Literackiego, Annę Zarembę, atmosfera się rozluźniła, a przeczytany przez Olgierda Łukaszewicza fragment dziennika naszego autora wyraźnie zaintrygował dziennikarzy i zaczęto Sławomira Mrożka pytać: o Polskę, o Niceę, o ulubione książki, o receptę na życie… A wieczorem spotkaliśmy się, już w szerokim gronie miłośników twórczości pisarza, w Teatrze Współczesnym. Przed kasą kłębił się tłum, szczęśliwie wszystkim udało się wejść. I myślę, że ci którzy spędzili przed teatrem nieraz kilka godzin niepokojąc się, czy uda im się dostać wymarzoną wejściówkę, nie żałowali tego czasu. Spotkanie ze Sławomirem Mrożkiem, jego dziennikiem i listami do Adama Tarna było dla wszystkich niespodzianką. Ale jaką! „Na scenie były trzy portrety i trójka wykonawców. Młody Sławomir Mrożek z czasu, kiedy żywo korespondował z Adamem Tarnem. Sam Tarn, założyciel miesięcznika „Dialog”, a wtedy także szef literacki Współczesnego. I trzeci bohater ich listów – Erwin Axer, ojciec teatru przy Mokotowskiej, reżyser najważniejszych jego spektakli, wierny i przenikliwy inscenizator sztuk Mrożka. Mniejsza już o to, że listy Mrożka do Tarna [i fragmenty dziennika] (…) wspaniale czytał Andrzej Zieliński, a odpowiadał mu – jako Tarn – Wojciech Pszoniak. I mniejsza o smaczny i jakże celny pomysł obecnego dyrektora Macieja Englerta, by samemu, nie ukrywając tremy, „zagrać” swojego wielkiego poprzednika. Idzie o coś więcej, co każe uznać skromny wieczór inauguracji jubileuszu za w pełni trafiony, doskonale rokujący na przyszłość. Otóż siedząc we czwartek na wypełnionej do ostatniego miejsca widowni Współczesnego, można było przypomnieć sobie, co znaczy teatr robiony przez inteligentów dla inteligentów. Bez niepotrzebnych mrugnięć do nie rozumiejącej ich języka publiczności.” (Jacek Wakar, „Dziennik. Gazeta Prawna”, 5.10.09) „Listy Mrożek-Tarn” możemy przeczytać – ci co to zrobili, wiedzą jak niezwykła jest to korespondecja. Ale co z dziennikiem Mrożka (prawie cztery tysiące stron) - czy rzeczywiście warto go wydawać? czy to tylko taki ukłon wobec wielkiego a sędziwego pisarza? I tu znów posłużę się fragmentem cytowanego już artykułu Jacka Wakara (no cóż, wyjął mi te słowa z ust): „Już odczytane ułamki mówią, że publikacja ta stanie się najważniejszym literackim wydarzeniem nie w skali lat, a dekad. Zyskamy coś na miarę Dzienników Gombrowicza, o tyle chyba od nich istotniejszych, bo pisanych sobą, a nie z potrzeby autokreacji.”